Menu główne:
EKORESPONDENT
Belem, dzielnica handlowej
i morskiej potęgi Portugalii
Jadę z centrum Lizbony nowoczesnym, szybkim tramwajem nr 15, m.in. pod Mostem 25 kwietnia – drugim co do długości mostem Lizbony.
Po 20 minutach jestem w Belem – nadbrzeżnej części miasta, ulokowanej nad Tagiem, w miejscu gdzie rodziła się potęga morska
i handlowa małej terytorialnie Portugalii. Dziś to nowoczesne, pełne zabytków miejsce.Na początku widzę strzegącą wejścia do portu Wieżę Belem (Torre de Belem), wybudowaną w XVI w, w okresie kiedy Portugalia była supermocarstwem, a Lizbona bogatym i silnym miastem.
Wieża wysoka na 35 m, sześciokątny bastion otoczony jest z trzech stron wodą, a w nim 17 otworów na działa. Zabytek wybudowany
w stylu manuelińskim Bardzo urokliwe miejsce, czujesz wiatr „od morza”. W przeszłości Wieża w Belem pełniła również funkcje więzienia
a w jego lochach przez krótki czas więziony był generał Bem.
Idę kamiennym, szerokim nabrzeżem rzeki Tag. Na horyzoncie bieleje w dali Most 25 kwietnia. Czuję powiew historii i kiedy patrzę w kierunku Oceanu, który prawie jest w zasięgu wyciągniętej ręki, mam świadomość, że jestem na krańcu Europy. Zawsze chciałam stanąć na skraju kontynentu. Zawsze, i myślę, że marzenia się spełniają.
To tu w Belem Vasco da Gama w 1497 roku zapoczątkował serię wielkich odkryć geograficznych, to stąd wyruszył ponad 500 lat temu
na podbój świata w poszukiwaniu nowej drogi morskiej do Indii (skąd przypomnę przywiózł niewielki ładunek pieprzu, którego wartość przekroczyła wielokrotnie koszt całej wyprawy). Dla upamiętnienia tego wydarzenia wybudowano Klasztor Hieronimitów (Mosteiro Dos Jeroónimos), wówczas nad samym brzegiem wpadającej do Oceanu największej rzeki Portugalii Tajo, gdzie królewski orszak żegnał wypływających.
Klasztor ocalał podczas trzęsienia ziemi w XVIII wieku a koryto rzeki znacznie odsunięto od klasztoru. Klasztor to jeden ze wspanialszych zabytków Portugalii wykonany w stylu manuelińskim. Nie jestem specjalnie zachwycona zdobieniami wywodzącymi się z gotyku, łączonymi
z elementami renesansowymi, z wieloma formami i stylami, z bogactwem a nawet przesytem zdobień roślinno–morskich. Zbyt bogato, zbyt wiele dekoracji.
Za to wnętrze robi imponujące wrażenie – piękny, europejski gotyk. I zaraz przy wejściu zobaczyłam kamienny ogromny grobowiec Vasco da Gamy.
Wracam na nabrzeże i przed sobą widzę monumentalny kamienny okręt, skierowany dziobem w kierunku rzeki, widzę ogromne żagle wypełnione wiatrem i szereg postaci stojących wzdłuż burty… To Pomnik Odkryć Geograficznych (Padra’o dos Descobrimentois), – duma narodowa Portugalczyków. Wysoki, dumny pomnik ma 52 metry wysokości.
Czuję potęgę historii i dokonań Portugalczyków. Musiałam zobaczyć, by doświadczyć,
uzmysłowić sobie tę wielkość i znaczenie dokonań tego niewielkiego przecież kraju.
Ten widok, to jedno z moich wielkich zaskoczeń jakich doznałam w Portugalii, bowiem pierwszego dnia pobytu w Lizbonie, i pobieżnym
zwiedzaniu miasta, nie wiedziałam, miałam wątpliwości, czy Lizbona mi się podoba jako miasto, jako stolica. Miałam zgoła inne wyobrażenie o kraju, o stolicy. Utwierdzam się teraz w przekonaniu, że by poznać miasto – a kocham wielkie miasta i europejskie stolice
– należy chodzić pieszo, i jeszcze raz chodzić i oglądać i wracać, i przywoływać historię.
Wracam myślą do Pomnika Odkrywców. Na czele pochodu Henryk Żeglarz i wszyscy wielcy, którzy przynieśli sławę swemu narodowi.
Są tu Król Manuel I dzięki którego poparciu dokonano wielu odkryć, Vasco da Gama (odkrywca drogi do Indii) Ferdynand Magellan
(jako pierwszy okrążył cały glob), Bartolomeo Dias (pierwszy opłynął Przylądek Dobrej Nadziei) i inni wielcy. Imponujący pomnik, piękne czyste i zadbane miejsce nie tylko dla turystów, również jako miejsce edukacji dla młodzieży. Można wjechać lub wejść na platformę widokową znajdującą się na szczycie pomnika – i zobaczyć wspaniałą rozległa panoramę, w lewo na miasto z mostem 25 kwietnia,
w prawo na Tag wpadający do Oceanu. Dwa razy nie zdążyłam tam wejść. Wjazd na taras tylko do godz 17, a obok tyle zabytków
do obejrzenia…. Odchodzę zawiedziona i przystaję na placu przed pomnikiem z mozaiką przedstawiającą mapę świata. Czerwonym marmurem zaznaczono kraje, daty i trasy rejsów wszystkich portugalskich odkrywców. Jestem zdumiona. Portugalia ma swoje kolonie i dociera do Azji, Makao, do Chin, półkula północna, zachodnia. Dotarli wszędzie. Wspaniały spacer po kuli ziemskiej i zdumienie i pytanie, gdzie Portugalia nie zdążyła być? Imponujący widok i wielce interesująca lekcja z historii odkryć geograficznych.
Również dwukrotnie dochodzę do zamkniętych drzwi Muzeum Morskiego (Museu de Marina), ulokowanym w dobudowanym w XIX wieku, do bocznego skrzydła Klasztoru Hieronimitów. Potęga morska Portugalii wymusza, że wracam tu i muszę zobaczyć jedno
z najważniejszych muzeów morskich w Europie…
Aż wreszcie udaje się.
Wchodzę i zdumiona widzę potężny, ogromny pomnik przystojnego mężczyzny usytuowany w centralnym miejscu pierwszej honorowej Sali Muzeum. To królewski syn, Książę Henryk Żeglarz.
I tu następuje moje drugie wielkie zadziwienie, prawie namacalnie uzmysławiam sobie wielkość i potęgę Portugalii. Za plecami Henryka Żeglarza umieszczono planisferę a na niej zaznaczono, jak w XV wieku kolejno rok, po roku otwierały się drogi na świat, jak Portugalczycy systematycznie docierali do coraz to nowych
i odleglejszych zakątków świata. Stoję zdumiona.
Niby wiesz, a jednak to przedstawienie zaskakuje. Brak słów na określenie mojego ogromnego wrażenia i uznania dla wielkości narodu.Nie mogę nie wspomnieć, że Książę Henryk Żeglarz był trzecim z rzędu synem królewskim i nie miał szans na przejęcie tronu. Był wielkim Mistrzem Zakonu Chrystusowego, dysponował potężnymi funduszami tego zakonu. To właśnie on założył szkołę dla żeglarzy na przylądku Sagres – wówczas na końcu świata. Zaprosił do współpracy najlepszych żeglarzy, kartografów, budowniczych karawel.
Dzięki tej szkole i wyszkoleniu doskonałych fachowców Portugalia stała się mocarstwem morskim. Niezbyt ciekawi mnie tematyka morska,
ale z zainteresowaniem i uznaniem dla zbiorów, starannej ekspozycji obejrzałam statki, królewskie barki, kompasy, globusy, mapy i działa. Zachwyt mój wzbudziły mundury marynarskie ukazane historycznie od 1500 roku po dzień dzisiejszy oraz współczesne obrazy o tematyce marynistycznej, w wielkich formatach zdobiące ściany poszczególnych sal. Największy jednak mój zachwyt wzbudziły mapy i globusy, zawsze pilnie strzeżone. Podziwiałam kształty odkrywanych kontynentów,
np. Ameryka Południowa na globusie – samym w sobie dziele sztuki – wyglądała jak dzisiejsza Jamajka, Afryka z Europą były bardziej rozciągnięte na wschód i zachód, a Europa była prawie kwadratowa. Cudo. Oglądam również figurki świętych zabieranych na dalekomorskie wyprawy pamiętając, że Portugalia zawsze była i nadal jest krajem katolickim; eksponaty z dalekiego wschodu, piękną, delikatną chińską porcelanę.
Aż wreszcie w ostatniej sali żaglowiec królewski Amalia – oryginalny. A wewnątrz luksusowe wyposażenie, stylowe meble, bogate strojenia drewnem, miękkie obicia i bibeloty, pianino, obrazy. Tak żyła i wypoczywała arystokracja przełomu XIX i XX wieku. To na pokładzie tego żaglowca, uciekł, został wygnany z Portugalii ostatni król Carlos wraz z rodziną do Anglii, by więcej do ojczyzny nie powrócić. Był rok 1900 Skończyła się monarchia i rozpoczęła się republika demokratyczna.
Obok Planetarium Gustawa Gulbenkiana … i znowu zamknięte na kilka dni. Mam pecha. Już go nie zobaczę. Mój pobyt w Portugalii niebawem się kończy, wracam na prom by nim przeprawić się na druga stronę Tagu (to tu właśnie i tego dnia zgubiłam aparat fotograficzny – pamiętne to będzie dla mnie miejsce) i dojechać do Caparici gdzie mieszkam. To kurort nad samym oceanem, 10 km od centrum Lizbony. Wieczorem z nadmorskiej promenady widzę migocącą światłami Lizbonę. Piękne miasto, brzeg oceanu również, plaża szeroka, ale trochę brudna.
Polecam wizytę w tym mieście, tradycyjnym i supernowoczesnym jednocześnie, wielokulturowym, z wieloma tradycjami, z wąskimi jak
w San Francisco ukośnie w górę biegnącymi ulicami i szeroko lokowanymi, obsadzanymi bujną zielenią bulwarami, z chodnikami
i ulicami wykładanymi prawie wyszlifowanymi kamieniami a na niektórych znajdziesz pięknie ułożone mozaiki też z kamieni – w innym kolorze, i ulicznymi windami(elewatorami), którymi możesz przemieścić się z jednej dzielnicy do położonej wyżej, i spacerować po wzorowanej na paryskich Polach Elizejskich Avenida da Libredade. Przeszłam pieszo od Muzeum Gulbenkiana, przez Park Edwarda VII, bulwarem Wolności aż na skraj Tagu na reprezentacyjny plac Come’rcio (w przebudowie).
Teraz już wiem, że to piękne miasto i godne polecenia, zimą temperatura nigdy nie spada poniżej 1° C.
Barbara Kubiak - Sobczak
CIEKAWOSTKI
1.Najsłynniejsze ciasteczka z kremem w całej Lizbonie kupisz wyłącznie w Belem. Musisz „odstać” swoje w ogromnej kolejce.
2.Historia ciasteczek: pewien zakonnik zmuszony do pracy po rozwiązaniu zakonu, sprzedał tajną recepturę
pobliskiemu sklepikarzowi. Odtąd, każdego ranka w „sekretnym warsztacie” wyrabia się ciasto i krem, a recepturę
zawsze znają tylko trzy osoby (trochę nie wierzę …)
3.Codziennie sprzedaje się ok. 12 tys. ciasteczek, a w weekendy ok. 20 tys.! Pychota.
4.W Belem znajduje się tez Muzeum Powozów - najczęściej odwiedzane muzeum w Lisbonie – kiedyś królewska arena
jeździecka szeroka na 17 m i na 50 m długa. A w niej pojazdy na różne okazje, królewskie oczywiście, przeszklone karoce, dorożki.